piątek, 30 kwietnia 2010

Tbilisi

Naprawilem juz blad !!! Kazdy teraz moze pisac komentarze do postow. 

29.04 Czwartek
W nocy cos nas budzi, jakies kroki. Ktos cos wynosi, a potem cisza. Zasypiam, a Ola czuwa prawie do rana. Wyobraznia nie daje jej zasnac. Wstajemy o 6 pakujemy sie i idziemy na dol na przystanek zrobic sobie sniadanie. Potem ruszamy na skrzyzowanie zlapac cos z powrotem do Akhaltsikhe. Tam znajdujemy busa do Tbilisi za 10Lari od osoby. Jedziemy okolo 3 godzin. Po drodze nawiazujemy po rosyjsku  znajomosc z rodzina ormianska mieszkajaca w Gruzji. Jada z corka do Tbilisi, bo  zakwalifikowala sie do finalu olimpiady chemicznej.
Pokazuja nam po drodze obozy dla przesiedlencow z obszarow spornych ogarnietych wojna. Osiedli takich jest tu wiele. Szeregi identycznych malych domkow. Wysiadamy w Tbilisi niedaleko stacji metra Didube. Przesiadamy sie i jedziemy nim do centrum, a potem jeszcze dwie stacje dalej za rzeke - na Avlabari. Wysiadamy i idziemy szukac noclegu. Na dworze pada. Hotele w niezbyt pieknej dzielnicy maja ceny iscie europejskie - np 80Euro za noc. Wreszcie dokladnie naprzeciwko stacji metra po drugiej stronie placu w bocznej uliczce widze napis hotel Lion na budynku, ktory hotelu za bardzo nie przypomina. Podchodzimy, dzwonimy i nikogo nie ma, a otoczenie wyglada jak w czasie remontu. W tym momencie podjezdza gosc i mowi, ze hotel rzeczywiscie jest w remoncie, ale zaraz bedzie otwarty. Dzwoni gdzies, wola i po chwili pojawia sie chlopak, ktory pokazuje nam pokoje. Sa bardzo ladne i czysciutkie, jeszcze nie uzywane.
Ola schodzi z cena na 60 Lari za noc i sie wprowadzamy. Jestesmy pierwszymi lokatorami. Wszystko nowiutkie i czyste. Kapiemy sie, odpoczywamy, a wieczorem idziemy cos zjesc. Po drodze ogladamy, jak w wielkim otwartym piecu wypieka sie tutaj pszenne chleby.
 Jutro zwiedzanie Tbilisi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz