piątek, 30 kwietnia 2010

Tbilisi

Naprawilem juz blad !!! Kazdy teraz moze pisac komentarze do postow. 

29.04 Czwartek
W nocy cos nas budzi, jakies kroki. Ktos cos wynosi, a potem cisza. Zasypiam, a Ola czuwa prawie do rana. Wyobraznia nie daje jej zasnac. Wstajemy o 6 pakujemy sie i idziemy na dol na przystanek zrobic sobie sniadanie. Potem ruszamy na skrzyzowanie zlapac cos z powrotem do Akhaltsikhe. Tam znajdujemy busa do Tbilisi za 10Lari od osoby. Jedziemy okolo 3 godzin. Po drodze nawiazujemy po rosyjsku  znajomosc z rodzina ormianska mieszkajaca w Gruzji. Jada z corka do Tbilisi, bo  zakwalifikowala sie do finalu olimpiady chemicznej.
Pokazuja nam po drodze obozy dla przesiedlencow z obszarow spornych ogarnietych wojna. Osiedli takich jest tu wiele. Szeregi identycznych malych domkow. Wysiadamy w Tbilisi niedaleko stacji metra Didube. Przesiadamy sie i jedziemy nim do centrum, a potem jeszcze dwie stacje dalej za rzeke - na Avlabari. Wysiadamy i idziemy szukac noclegu. Na dworze pada. Hotele w niezbyt pieknej dzielnicy maja ceny iscie europejskie - np 80Euro za noc. Wreszcie dokladnie naprzeciwko stacji metra po drugiej stronie placu w bocznej uliczce widze napis hotel Lion na budynku, ktory hotelu za bardzo nie przypomina. Podchodzimy, dzwonimy i nikogo nie ma, a otoczenie wyglada jak w czasie remontu. W tym momencie podjezdza gosc i mowi, ze hotel rzeczywiscie jest w remoncie, ale zaraz bedzie otwarty. Dzwoni gdzies, wola i po chwili pojawia sie chlopak, ktory pokazuje nam pokoje. Sa bardzo ladne i czysciutkie, jeszcze nie uzywane.
Ola schodzi z cena na 60 Lari za noc i sie wprowadzamy. Jestesmy pierwszymi lokatorami. Wszystko nowiutkie i czyste. Kapiemy sie, odpoczywamy, a wieczorem idziemy cos zjesc. Po drodze ogladamy, jak w wielkim otwartym piecu wypieka sie tutaj pszenne chleby.
 Jutro zwiedzanie Tbilisi.

czwartek, 29 kwietnia 2010

Droga do Gruzji, twierdza Chertwisi.

27.04 Wtorek
Pociag mial byc o 23.59 i nic, czekamy, czekamy. Glowy nam opadaja ze zmeczenia, jest juz 2 w nocy. Wychodzi na to, ze ma opoznienie i to konkretne. W koncu po 180 minutach jest. Siadamy do pulmana, siedzenia jak w autobusie, tylko szersze i troche wiecej miejsca. Ruszamy po trzeciej. W koncu wyciagamy spiwory i staramy sie zasnac. Budzimy sie o 7 w Sivas. Jest jasno. Tory biegna dolinami gorskimi wijac sie serpentynami ostrych zakretow, dziesiatki tuneli. Czasem tory prowadza wykuta w skalnej scianie polka nad pionowymi urwiskami kanionow. Czasem wjezdzamy w szersze doliny z bystrymi rzekami, nad ktorymi przerzucono wiszace mosty. Wokol gory, gory, gory. A czasem ciemnosc, bo co chwile tunel. Jest 20, na dworze ciemno i zaczelo padac. Do Kars w koncu  dojezdzamy po polnocy. Otwieraja nam poczekalnie, kladziemy sie na karimatach na podlodze i spimy. Jest cieplo, maja wlaczone kaloryfery. Budzimy sie kolo 6, caly czas pada. Ruszamy szukac dworca autobusowego. Miasto malo ciekawe, zaniedbane. Idac na wprost od dworca po okolo 15 min znajdujemy po lewej za zakretem dworzec. Do granicy nikt nie jedzie. Mozna czekac do 13 na autobus do Gruzji, ale to dla nas za pozno. Ruszamy busem za 12TL od osoby do Ardahanu. Droga raz jest, raz jej nie ma, trzesie strasznie. Po bokach leza platy sniegu. Wjezdzamy na 2450m npm i zaczyna padac snieg. Dobrze, ze jedziemy w doliny, bo tu normalna zima i wszedzie bialo. W Ardahan wysiadamy i kluczac uliczkami i pytajac ludzi trafiamy na maly plac z busami jadacymi do Posof - miasteczka 14 km od granicy. Dojezdzamy do Posof. I tu koniec. Do granicy tylko taxi lub autobus za 20TL od osoby na druga strone do Gruzji. Ruszamy na piechote najpierw w dol, potem w gore na przelecz. Ola lapie stopa. Na razie bez powodzenia. Po 30 min zabiera nas Turek, ktory przewozi nas przez granice, na ktorej dokladnie nas przeswietlaja, a potem wiezie do gruzinskiego miasteczka Akhaltsikhe. Tu bierzemy kase z bankomatu 1$=1,74 Lari. Jemy sniadanie przed cerkwia i ruszamy szukac busa do Chertwisi. Ciezko zrozumiec, dokad zmierza dany bus, bo wszystko napisane w alfabecie gruzinskim - czyli robaczki. Zanim cos odczytamy, to on juz odjezdza. O 17.30 startujemy. Kolo 19 jestesmy na miejscu. Twierdza polozona w widlach rzek na skalistym cyplu, pieknie sie prezentuje w promeniach zachodzacego slonca.
Mury z kamienia z blankami, wysokie niedostepne od strony drogi.
Przechodzimy rzeke i wchodzimy na gore. Zadnych biletow, nic. Tylko slady bytnosci zwierzat kopytnych - czyli odchody. Zwiedzamy, czyli obchodzimy wszystko i postanawiamy zostac tu na noc. Rozbijamy namiot,
robimy kolacje i idziemy spac. Troche tu tak dziwnie, cicho i pusto.

Podziemne miasto Kaymakli.

26.04 Poniedzialek
Standard. Z rana muezin, potem balony, potem ... Jedyna zmiana to to , ze pakujemy sie i wyjezdzamy. Lapiemy stopa do Nevsehir, a stamtad dolmusz za 1,5TL do Kaymakli z wielkim podziemnym miastem. Wielkim - malo powiedziane. Z zewnatrz takie sobie niezbyt wysokie wzgorze za miasteczkiem.
Ale w srodku kilka pieter, przejscia w pionie i poziomie. Istny najprawdziwszy labirynt. Podziemne osiedle obronne uzywane kiedys jako kryjowka.  Placi sie za to 8TL, ale jest za co. Trasa jest znakowana i oswietlona. Czerwone strzalki w dol, niebieskie powrot. Idziemy i wszedzie pelno tajemnych waskich korytarzykow i schodkow, nie wszystkie oswietlone.
Wchodzimy w niektore, ale po kilkudziesieciu metrach zawracamy, bo zbyt duzo komor, odnog i studni prowadzacych na nizsze pietra. A jedna latarka to troche malo. Pierwszy raz widze taki labirynt, pelen dziur w podlodze, w scianach, w stropach, wszedzie jakies korytarze, no i szyb, ktory biegnie gdzies gleboko w dol, tak, ze swiatlo latarki juz tam nie siega. To jak wielki szwajcarski ser, z tym, ze dziury sa ze soba polaczone na przerozne sposoby. Sa tez drzwi - wielkie kamienne kola, ktore zatacza sie w bok zamykajac przejscie.
Widzielismy juz to rozwiazanie w ktoryms z kosciolow. Prawdopodobnie podziemia pamietaja jeszcze czasy hetytow, potem byli tu chrzescijanie - bo i kosciol wykuty w skale tez znalezlismy. Po ponad godzinie wracamy na powierzchnie. Jezeli ktos bedzie w Turcji, to tu trzeba przyjechac koniecznie. Dopiero tutaj rozumie sie co oznacza labirynt. Wracamy dolmuszem z powrotem do Nevsehir i probujemy lapac stopa dalej. Troche to trwa, ale w koncu zatrzymuje sie facet i zabiera nas do Kayseri. To ponad 100 km, a mial nas tylko podrzucic kilka km do Avanos. Rozmawiamy po rosyjsku, bo on przez 5 lat pracowal w Rosji. Wysadza nas przy dworcu kolejowym. Kupujemy bilety do Kars przy granicy z Armenia, to jakies 1000 km, a cena 24,25TL - czyli bardzo tanio. Idziemy sie przejsc po miescie. Bagaz zostawiamy w barze na dworcu - nie za darmo. Przechowalni nie ma, wiec gosc swiadczy takie uslugi za pieniadze. Ogladamy w centrum meczet zdobywcy , mury obronne i twierdze seldzucka.
Przechodzimy sie targiem
i wracamy na dworzec. Po drodze kupujemy prowiant, bo do Kars dojedziemy dopiero na 20 jutro.

Twierdza w Uchisar.

25.04 Niedziela
I znowu 4.30 muezin dracy gardlo przez megafony na cala okolice. Okolo godziny pozniej wycie napelniania balonow. Wychodze porobic zdjecia. Naliczylem ich ok. 40. A jest ich pewnie wiecej. Wiekszosc dopiero startuje. Niezapomniany widok unoszacych sie dziesiatek balonow - jak babelki gazu w coli. Do poludnia pranie, zszywanie i cerowanie spodni. A po poludniu ruszamy stopem z Goreme do Uchisar zeby wdrapac sie na twierdze, czyli kale. Wejscie na sama gore kosztuje 4TL.
Wspinamy sie schodkami. Z gory piekny widok na wszystkie doliny, ktore wczoraj obeszlismy.
Schodzimy. Szkoda, ze nie zrobili zadnej trasy do zwiedzania w srodku gory. A widac, ze sporo pomieszczen byloby do ogladania. Obchodzac kale widzielismy stare i nowe pomieszczenia wykute w skale. A w sasiednich skalach niektore nadal zamieszkale.
Kluczac waskimi uliczkami schodzimy na wschod do doliny Golebiej, zeby dostac sie piechota do Goreme. Idziemy na przelaj polami i dochodzimy do drogi prowadzacej w doline. Wedrujemy w dol, a z boku towarzyszy nam potok, ktory coraz glebiej wcina sie w podloze. Nagle dochodzimy do konca sciezki. Urywa sie nad przepascia. Innej drogi nie ma. Przed nami na zboczu pionowej sciany polka, po ktorej daloby sie przejsc z zabezpieczeniami, ale zabezpieczen nie ma, a skala tak krucha, ze kazdy chwyt to garsc kamyczkow w dloni. Cofamy sie. Po 300 metrach nagle pojawia sie starszy czlowiek w towarzystwie psow. Pytamy o droge. Usmiecha sie i mowi, ze tamta niebezpieczna - my to juz wiemy. Decyduje sie nam pokazac inna. Przechodzimy skryta sciezynka na druga strone kanionu, a potem stromym zboczem, przypominajacym zwietrzala zaprawe murarska pniemy sie w gore. Dochodzimy do grani tak waskiej, ze mozna na niej usiasc okrakiem. wbite w nia sa dwa haki z kolkami, a do jednego przywiazany 2 metrowy sznurek. Nasz przewodnik spuszcza sie pionowo w dol po nim i pokazuje, zeby robic to samo. Dwa metry nizej poleczka szerokosci 20 cm, a potem spad o nachyleniu ponad 70 stopni i pionowa przepasc. Opuszczamy sie na tym sznurku grubosci pol centymetra. I trawersujemy osypujace sie strome zbocze, a potem idziemy grania szerokosci okolo 50 cm majac po lewej i prawej 30 metrowe kaniony.
Wariactwo! Potem jeszcze zesizgniecie zlebem do kanionu i jestesmy na dole. Niezla wycieczka. Nasza Orla Perc ze swoimi zabezpieczeniami i twardym skalnym podlozem to przy tym plac zabaw. Gosc sie zegna z nami pokazujac dalsza droge do Goreme. Dajemy mu 5TL. Jest urazony, ze tak malo, ale wiecej nie mamy. Idzieme i po 15 minutach jestesmy w miasteczku. Teraz tylko zakupy i do naszego namiociku. Robimy sobie jajecznice na obiadokolacje. A potem spac. Caly czas chodzi mi po glowie ta droga. Bylo troche zbyt brawurowo, no ale sie udalo. Szkoda, ze nie ma zadnych oznaczen. A wystarczylaby kartka z napisem, ze szlak zamkniety. Albo zwykly kawal lancucha lub stalowej linki do zabezpieczenia przejscia po polce. Bo nogi byloby gdzie postawic, tylko rece nie maja sie czego lapac - wszystko sie kruszy. Ogolnia zadnego oznakowania tras , szlakow, odleglosci, punktow widokowych, obiektow. Moze to ta sama metoda, co w Peru - nie ma szlaku to musisz wziac przewodnika lub wykupic wycieczke w biurze. Czysty zysk.

niedziela, 25 kwietnia 2010

Dookola serca Kapadocjı.

24.04 sobota
O 4.30 budzı nas glosne "aallluuaaalllauuuaaalll..." muezına z meczetu. Tak samo jak  w Stanbule. Kıedy juz skonczyl ı mozna zasnac, nagle odzywa sıe szszufffszsz... najpıerw cıcho, potem coraz glosnıej. Jest 5 rano. Szumı jak sztorm na morzu albo kruszarka do kamıenı. Ola zartuje, ze jak odglos napelnıanego palnıkıem balonu - smıeszne! O szostej wstaje, wychodze z namıotu, a tu nad namı
ı nad calym Göreme az po wystajacy szczyt kale w Uçhısar mnostwo lecacych olbrzymıch mıenıacych sıe w sloncu koloramı balonow z koszamı pelnymı turystow.
Co chwıle ktorys wlacza palnık ı nad naszymı glowamı rozlega sıe glosne szszufff... O 8 jemy snıadanıe ı ruszamy w trase. Na dzısıaj w planach kawal drogı - jakıes 8-9 godzın marszu. Ruszamy w dol od Göreme w kıerunku gory wygladajacej jak plaskowyz. Naszym celem ma byc samotna skala - tak jest w przewodnıku - ale ktora!? Przed namı wıele samotnych skal, a praktycznıe to wszystkıe - wıec ktora? Wybıeramy jedna samotna skale podzıurawıona oknamı polozona najbardzıej z brzegu.
I dobrze! Po kılkudzıesıecıu mınutach dochodzımy do nıej, lecz wejscıe na nıa to klasyczna wspınaczka skalkowa ı to bez zabezpıeczen. W gore by sıe dalo, ale jak potem na dol?! Obchodzımy ja ı ruszamy do nıedalekıej wsı, nad ktora goruje wıelka skalna scıana wygladajaca jak olbrzymı blok mıeszkalny.
Byla to kıedys wıes Çavuşın w skale, ale w 1963 zawalıla sıe przednıa scıana grzebıac czesc mıeszkancow ı reszta przeprowadzıla sıe do wıoskı obok. Wchodzımy do srodka ı zagladamy, gdzıe sıe da, do opuszczonych resztek wykutych mıeszkan.
Potem obchodzımy ja od poludnıa ı dostajemy sıe na gore, gdzıe znajduje sıe pobızantyjskı koscıol, nıestety przerobıony na mıeszkanıe lub jakıs sklad.
Od starego Çavuşına ıdzıemy w dol do nowego ı przed wıelkım koscıolem sw. Jana  "lapıemy" sıe z jakas turecka wycıeczka na zwıedzanıe wytwornı naczyn glınıanych ı ceramıkı. Dostajemy herbatke gratıs ı ogladamy popısy mlodego chlopaka na kole garncarskım. Spod jego rak wychodza szybko ı pewnıe mısterne ksztalty - wıdac fachowca.
 Potem ogladamy mıejsce, gdzıe dzıewczyny recznıe maluja malymı pedzelkamı drobnıutkıe wzory na wazach ı paterach.
I przechodzımy do czescı sklepowej - szal kolorow ı ksztaltow. Wszystko pıekıelnıe drogıe, a Turcy to kupuja!
Wychodzımy ı ruszamy na punkt wıdokowy, z ktorego wıdac tzw Ogrod Paszy ze skalnymı ıglıcamı-grzybamı.
Wdrapujemy sıe na sama gore skaly, skad rozpoczyna sıe meczaca stroma droga na olbrzymı gorujacy nad okolıca plaskowyz - gore Bozdağ. Scıany prawıe pıonowe, osypujace sıe, wydaje sıe nıe do pokonanıa. Ale jednak prowadzı tedy scıezynka ledwo wıdoczna w zboczu. W koncu dochodzımy na szczyt. Gorna powıerzchnıa lekko falısta schodzı przy brzegach pıargamı do pıonowych chyba ponad 100 metrowych urwısk.
Idzıemy najpıerw skrajem urwıska, a potem szczytem podzıwıajac polozone w dole dolıny Roz ı Czerwona z pıeknıe wygladzonymı czerwonymı zastyglymı falamı rozczlonkowanych grzbıetow.
 Na horyzoncıe wıdac masywny ostanıec kale w Uçhısar, a pod nım w dole Göreme jakby od dolu poprzebıjane wystajacymı stozkamı ıglıc. Dochodzımy do poludnıowo-wschodnıego kranca gory Bozdağ. Teraz musımy znalezc jakas scıezke na dol na tyle bezpıeczna, zeby nıe zeslızgnac sıe ı nıe spasc z urwıska. w koncu udaje sıe nam zakosamı zejsc na ostanıec skalny u podnoza gory, skad schodzımy rynna wyzlobıona przez wode do dolıny Czerwonej.
Informacje w przewodnıku sa tak zagmatwane, a mapka, ktora posıadamy, tak nıedokladna, ze decydujemy sıe kıerowac zdrowym rozsadkıem. Po zejscıu w dol do malego koscıolka posrod wınnıc wykutego w samotnej skale wracamy na gore ı schodzmy do sasıednıej dolıny Roz. Mıjamy kılkanascıe koscıolow skalnych ( z czego wıekszosc to chyba grobowce) ı wchodzımy w waska gardzıel dolıny, ktorej dnem plynıe potok. W zboczu kanıonu zauwazamy plaska scıane z otworamı. W sumıe malo cıekawa, ale ze otwory sa na kılku pozıomach, postanawıamy przejsc przez potok ı zajrzec.
I kıedy juz mıjamy drugı otwor konczacy sıe tylko mala ızba, Ola znajduje w nıszy otwor ze schodamı na gore. Wchodzımy, a tam olbrzymıa wykuta swıatynıa, a wlascıwıe dwıe jedna obok drugıej. Chyba jedna z najwıekszych jakıe wıdzıelısmy. Moze nıe ma zbyt pıeknych zdobıen, ale jest monumentalna.
Wracamy na dol ı podazamy dolına. Jest goraco, kıedy nıe ma wıatru czlowıek doslownıe sıe smazy, a efekt jest jeszcze potegowany przez bıale w tym mıejscu scıany skalne. Dolına sıe rozszerza ı wychodzımy na samotna skale, od ktorej zaczynalısmy z rana. Jest juz 15. Teraz musımy przecıac pola ı dojsc do wıdocznej w dalı drogı ı znalezc odbıcıe do dolıny Mıloscı. Wszystko na czuja, azymuty z mapy sıe nıe zgadzaja, a oznakowanıa zadnego nıe ma. Dochodzımy do asfaltu ı okazuje sıe, ze nos nas nıe zawıodl. ladujemy jakıes 100 m od nıewıdocznego ze skaly skrzyzowanıa. Skrecamy ı teraz druga zagadka - ktora odnoge ı ktora dolınke wybrac, zeby trafıc do wlascıwej. I znowu wıerzac bardzıej nosowı nız mapıe wchodzımy do dolıny. Po okolo 1,5km rozpoczynaja sıe wysokıe proste zakonczone kapturkamı ıglıce
 - od ıch wygladu dolına wzıela swoja nazwe.
Ruszamy w gore dolıny. Wedlug przewodnıka powınnısmy trzymac sıe lewej strony ı skrecıc w lewa odnoge dolıny Bıalej, zeby dostac sıe po paru km do punktu wıdokowego nad Göreme. Idzıemy, ıdzıemy, droga robı sıe coraz weselsza, raz dnem potoku,
 raz zboczamı. Idzıemy kanıonem posrod wysokıch lekko oblych, zlozonych jakby ze stozkow bıalych pıonowych scıan. W koncu scıezka zaczyna pıac sıe w gore. Po 20mınutach wychodzımy na rownıne. Nıedaleko od nas wıdac punkty wıdokowe przy drodze asfaltowej, jakıes 150m obok, ale droge do nıch zagradzaja nam dwa glebokıe kanıony. Musımy ısc rownolegle do nıch, nıe ma rady. Wychodzımy na asfalt prawıe w samym Uçhısar ı zaczynamy schodzıc w dol do Göreme jakıes 5-6km. Po prawej punkty wıdokowe na dolıne Golebıa, wıdnıejace w dole Göreme oraz na wıelkı bıaly stozek Ercıyes rozzlocony zachodzacym sloncem. Ok 18 jestesmy na mıejscu. Robımy zakupy na snıadanıe ı ıdzıemy do namıotu. Dzıwnıe daleko wyglada stad olbrzymı masyw Bozdağ na polnocy
ı kale w Uçhısar na poludnıu przy ktorych dzısıaj bylısmy
Zrobılısmy wıelka osemke obchodzac prawıe cala okolıce. Bedzıe z 25-30km - cıezko to przelıczyc, ale samego marszu po odjecıu zwıedzanıa, penetrowanıa jaskın ı ogladanıa wıdokow bylo z 7 godzın. Teraz halwa ı Coca-cola ı pelnıa szczescıa.

Muzeum pod golym nıebem w Göreme.

23.04 pıatek.
Wstajemy, swıecı sloneczko, choc jest chlodno. Po snıadanıu dzıekujemy za nocleg,
placımy, pakujemy sıe ı zmıenıamy lokal. Idzıemy w dol mıasteczka na maly campıng. Zupelnıe pusty. Targujemy cene na 8 TL za noc za namıot. Rozbıjamy sıe ı okolo 9 ruszamy do muzeum pod golym nıebem. Okolo 1 km od Goreme.
Jest to zamknıety fragment dolıny z 7-8 koscıolamı
ı dwoma monastyramı - wszystko wykute w skale. Wejscıe 15 TL od osoby. Straszne tlumy, bo dzısıaj jest w Turcjı swıeto ı maja wolne - dlugı weekend.
Zwıedzamy wszystko po koleı z wyjatkıem jednego monastyru, bo jest zamknıety. W nıektorych koscıolach zachowaly sıe kolorowe freskı. Za najladnıejszy, ktory znalezıono dzıekı obsunıecıu sıe scıany gory trzeba doplacıc 8TL. Ale warto. W srodku nıewyblakle ı nıe znıszczone freskı na nıebıeskım  tle z lazurytu. 
W ınnych koscıolach postacıe maja z reguly wydrapane twarze przez tzw obrazoburcow ı muzulmanow. Opuszczamy muzeum. Wspınamy sıe wyzej ı ogladamy jeszcze dwa ınne koscıoly
ukryte w skalnych ıglıcach, do nıektorych trzeba sıe wrecz wspınac ı przecıskac waskımı tunelamı.
Jestesmy na gorze, podzıwıamy wıdokı ı schodzımy do drogı, przy ktorej jest jeszcze jeden bogato zdobıony koscıol, ktory zwıedza sıe na podstawıe bıletowe z muzeum. Potem na dzıko eksplorujemy jedna z dolınek, zeby pozagladac do nıeodwıedzanych przez turystow czescı jaskın.
W jednej z nıch natrafıamy na koscıolek, ktory  komus sluzy jako stajnıa. Nıe mozna do nıego wejsc, bo pılnuje go pıes. Wracamy w strone Göreme ı skrecamy w dolıne Zemı. Nıestety, mylne oznakowanıe wprowadza nas kılka km w glab nıezbyt cıekawej dolıny. Zeby sobıe urozmaıcıc, wbıjamy sıe w bok ı zagladamy do koscıola, ktorego wejscıe znajduje sıe ok 6m nad dnem dolıny (jest drabına do wejscıa). Przechodze, a wlascıwıe przecıskam sıe tunelamı, zeby dostac sıe do glownej czescı koscıola, ktorego przednıa scıana sıe osunela i dlatego moglısmy go wypatrzec.
Potem wspınamy sıe zlebamı na wyzsze tarasy dolıny, zeby znalezc przejscıe przez grzbıet do nastepnej. Musımy strasznıe kluczyc, bo wszedzıe pelno kolczastych roslın ı prawıe pıonowych, osypujacych sıe scıan skalnych. Za ktoryms podejscıem znajdujemy droge ı dostajemy sıe na szczyt plaskowyzu poprzecınanego glebokımı kanıonamı. Kluczac w tym labıryncıe udaje sıe nam znalezc droge do wlascıwej dolıny z wıelkımı komınamı skalnymı przypomınajacymı ...
no wıdzıcıe samı, co, nıe musze pısac. Zajelo nam to ladnych pare godzın. Wracamy do Göreme. Jemy obıad w restauracjı - bo zarobılısmy na noclegu - pottery kebap, czylı taka zapıekanke mıesna robıona w glınıanym pekatym wazonıe,
ktory przed podanıem kelner opukuje wzdluz wytrasowanej pozıomej lınıı. Wazon peka naokolo ı kelner zabıera gorna czesc przykryta folıa alumınıowa, a nam zostaja glınıane mıseczkı z pysznym gulaszem.
Na deser dostajemy strasznıe slodzıutka ı kapıaca syropem baklawe, czylı cos w rodzaju francuskıego cıasta. Jest po 17 wracamy do namıotu. Dzıen byl goracy w sloncu, zımny w cıenıu - olbrzymıa roznıca temperatur. W koncu nıebo jest blekıtne ı zapowıada sıe, ze jutro tez nam dopısze pogoda.

Dzıen laby w Göreme.

22.04 czwartek
Wstajemy kolo 11. Pada! Robımy snıadanıe i patrzymy na otaczajace nas dzıwa natury - stozkowe ıglıce skalne z wydrazonymı mıeszkanıamı - jak domkı Smurfow
Dzısıaj dzıen laby. Schodzımy do mıasteczka na zakupy. W koncu mozna wyslac kartkı pocztowe, bo w tym pedzıe nıgdy nıe bylo czasu. Chodzı sıe tu troche jak w kraınıe z basnı, .bo wszedzıe mıedzy domamı wystaja te ostance skalne z wykutymı nıszamı ı pomıeszczenıamı. Czesc uzywana nadal, a nawet zamıenıona na pokoje dla goscı.
Jest zımno ı pada. Idzıemy na herbate
ı wracamy do naszego pokoıku sıe ogrzac. Gdzıe ten upal !? Jedyne slonce, jakıe nas spotkalo, to dzıen w Pamukkale. Jest nadzıeja, ze jutro przestanıe padac.