czwartek, 29 kwietnia 2010

Podziemne miasto Kaymakli.

26.04 Poniedzialek
Standard. Z rana muezin, potem balony, potem ... Jedyna zmiana to to , ze pakujemy sie i wyjezdzamy. Lapiemy stopa do Nevsehir, a stamtad dolmusz za 1,5TL do Kaymakli z wielkim podziemnym miastem. Wielkim - malo powiedziane. Z zewnatrz takie sobie niezbyt wysokie wzgorze za miasteczkiem.
Ale w srodku kilka pieter, przejscia w pionie i poziomie. Istny najprawdziwszy labirynt. Podziemne osiedle obronne uzywane kiedys jako kryjowka.  Placi sie za to 8TL, ale jest za co. Trasa jest znakowana i oswietlona. Czerwone strzalki w dol, niebieskie powrot. Idziemy i wszedzie pelno tajemnych waskich korytarzykow i schodkow, nie wszystkie oswietlone.
Wchodzimy w niektore, ale po kilkudziesieciu metrach zawracamy, bo zbyt duzo komor, odnog i studni prowadzacych na nizsze pietra. A jedna latarka to troche malo. Pierwszy raz widze taki labirynt, pelen dziur w podlodze, w scianach, w stropach, wszedzie jakies korytarze, no i szyb, ktory biegnie gdzies gleboko w dol, tak, ze swiatlo latarki juz tam nie siega. To jak wielki szwajcarski ser, z tym, ze dziury sa ze soba polaczone na przerozne sposoby. Sa tez drzwi - wielkie kamienne kola, ktore zatacza sie w bok zamykajac przejscie.
Widzielismy juz to rozwiazanie w ktoryms z kosciolow. Prawdopodobnie podziemia pamietaja jeszcze czasy hetytow, potem byli tu chrzescijanie - bo i kosciol wykuty w skale tez znalezlismy. Po ponad godzinie wracamy na powierzchnie. Jezeli ktos bedzie w Turcji, to tu trzeba przyjechac koniecznie. Dopiero tutaj rozumie sie co oznacza labirynt. Wracamy dolmuszem z powrotem do Nevsehir i probujemy lapac stopa dalej. Troche to trwa, ale w koncu zatrzymuje sie facet i zabiera nas do Kayseri. To ponad 100 km, a mial nas tylko podrzucic kilka km do Avanos. Rozmawiamy po rosyjsku, bo on przez 5 lat pracowal w Rosji. Wysadza nas przy dworcu kolejowym. Kupujemy bilety do Kars przy granicy z Armenia, to jakies 1000 km, a cena 24,25TL - czyli bardzo tanio. Idziemy sie przejsc po miescie. Bagaz zostawiamy w barze na dworcu - nie za darmo. Przechowalni nie ma, wiec gosc swiadczy takie uslugi za pieniadze. Ogladamy w centrum meczet zdobywcy , mury obronne i twierdze seldzucka.
Przechodzimy sie targiem
i wracamy na dworzec. Po drodze kupujemy prowiant, bo do Kars dojedziemy dopiero na 20 jutro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz