czwartek, 29 kwietnia 2010

Twierdza w Uchisar.

25.04 Niedziela
I znowu 4.30 muezin dracy gardlo przez megafony na cala okolice. Okolo godziny pozniej wycie napelniania balonow. Wychodze porobic zdjecia. Naliczylem ich ok. 40. A jest ich pewnie wiecej. Wiekszosc dopiero startuje. Niezapomniany widok unoszacych sie dziesiatek balonow - jak babelki gazu w coli. Do poludnia pranie, zszywanie i cerowanie spodni. A po poludniu ruszamy stopem z Goreme do Uchisar zeby wdrapac sie na twierdze, czyli kale. Wejscie na sama gore kosztuje 4TL.
Wspinamy sie schodkami. Z gory piekny widok na wszystkie doliny, ktore wczoraj obeszlismy.
Schodzimy. Szkoda, ze nie zrobili zadnej trasy do zwiedzania w srodku gory. A widac, ze sporo pomieszczen byloby do ogladania. Obchodzac kale widzielismy stare i nowe pomieszczenia wykute w skale. A w sasiednich skalach niektore nadal zamieszkale.
Kluczac waskimi uliczkami schodzimy na wschod do doliny Golebiej, zeby dostac sie piechota do Goreme. Idziemy na przelaj polami i dochodzimy do drogi prowadzacej w doline. Wedrujemy w dol, a z boku towarzyszy nam potok, ktory coraz glebiej wcina sie w podloze. Nagle dochodzimy do konca sciezki. Urywa sie nad przepascia. Innej drogi nie ma. Przed nami na zboczu pionowej sciany polka, po ktorej daloby sie przejsc z zabezpieczeniami, ale zabezpieczen nie ma, a skala tak krucha, ze kazdy chwyt to garsc kamyczkow w dloni. Cofamy sie. Po 300 metrach nagle pojawia sie starszy czlowiek w towarzystwie psow. Pytamy o droge. Usmiecha sie i mowi, ze tamta niebezpieczna - my to juz wiemy. Decyduje sie nam pokazac inna. Przechodzimy skryta sciezynka na druga strone kanionu, a potem stromym zboczem, przypominajacym zwietrzala zaprawe murarska pniemy sie w gore. Dochodzimy do grani tak waskiej, ze mozna na niej usiasc okrakiem. wbite w nia sa dwa haki z kolkami, a do jednego przywiazany 2 metrowy sznurek. Nasz przewodnik spuszcza sie pionowo w dol po nim i pokazuje, zeby robic to samo. Dwa metry nizej poleczka szerokosci 20 cm, a potem spad o nachyleniu ponad 70 stopni i pionowa przepasc. Opuszczamy sie na tym sznurku grubosci pol centymetra. I trawersujemy osypujace sie strome zbocze, a potem idziemy grania szerokosci okolo 50 cm majac po lewej i prawej 30 metrowe kaniony.
Wariactwo! Potem jeszcze zesizgniecie zlebem do kanionu i jestesmy na dole. Niezla wycieczka. Nasza Orla Perc ze swoimi zabezpieczeniami i twardym skalnym podlozem to przy tym plac zabaw. Gosc sie zegna z nami pokazujac dalsza droge do Goreme. Dajemy mu 5TL. Jest urazony, ze tak malo, ale wiecej nie mamy. Idzieme i po 15 minutach jestesmy w miasteczku. Teraz tylko zakupy i do naszego namiociku. Robimy sobie jajecznice na obiadokolacje. A potem spac. Caly czas chodzi mi po glowie ta droga. Bylo troche zbyt brawurowo, no ale sie udalo. Szkoda, ze nie ma zadnych oznaczen. A wystarczylaby kartka z napisem, ze szlak zamkniety. Albo zwykly kawal lancucha lub stalowej linki do zabezpieczenia przejscia po polce. Bo nogi byloby gdzie postawic, tylko rece nie maja sie czego lapac - wszystko sie kruszy. Ogolnia zadnego oznakowania tras , szlakow, odleglosci, punktow widokowych, obiektow. Moze to ta sama metoda, co w Peru - nie ma szlaku to musisz wziac przewodnika lub wykupic wycieczke w biurze. Czysty zysk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz